Międzynarodowe Sympozjum,
współorg.: Stowarzyszenie Marynistów Polskich Koło w Częstochowie,
przy współudziale pracowników naukowych AJD w Częstochowie,
ASP w Łodzi,
Ustka, 2012.
Wykład w ramach Sympozjum „Tajemnica duchowości”.
Prace
Rejestracja procesu
Tajemnica duchowości
„Wreszcie nad morzem – a więc tam, gdzie Bóg jest wszechobecny”
Patti Smith
W moim przypadku okazało się, że w kilku słowach Patti Smith najpełniej został wyrażony mój stosunek do szczególnego miejsca, jakim jest dla mnie morze. Zawsze z utęsknieniem czekam bowiem na moment, kiedy wreszcie mogę znaleźć się nad jego brzegiem, by następnie zanurzyć w morskiej toni i delektować się każdą chwilą . Fascynuje wtedy moje zmysły zarówno zapach, jak i szum morza. Potrafię wtedy całymi godzinami a nierzadko dniami, wpatrywać się w niekończącą się przestrzeń zamkniętą dalekim horyzontem. Niesamowite wtedy jest to, że równocześnie odnoszę wrażenie, jakbym to ja sama dotarła na krańce naszego ziemskiego świata.
Od wielu lat podczas moich wymarzonych podróży nad Bałtyk zawsze maluję tylko niewielkich rozmiarów obrazki. To wtedy blejtramy pakuję do plecaka, farby do skrzyneczki i siedząc na nadmorskim piasku, maluję pędzelkiem zamaczanym w niewielkiej ilości zaczerpniętego morza. Natomiast jako palety służą mi wtedy kawałki deseczek leżących na plaży. Obserwuję więc z uwagą, starając się równocześnie uchwycić zmiany, przeobrażające się z każdą chwilą, czasem z minuty na minutę czy sekundy na sekundę. Powstające wówczas obrazy stają się formami szkicowymi, które niejako notują pierwsze informacje i zachodzące zmiany. Dlatego też nigdy nie wracam do tamtych obrazków, nie przemalowuję ich i nie zmieniam. Przyglądając się przeróżnym zjawiskom pogodowym, mam pełną świadomość, że nie jestem w stanie namalować tego, co właśnie w tej aktualnej chwili widzę, dlatego świadomie do tego nie dążę . Ważny staje się dla mnie sam proces twórczy i obcowanie z tym wszystkim, co dookoła mnie otacza. To dzięki temu na powierzchni płótna niejednokrotnie można zobaczyć piach czy padające krople deszczu.
W moich obrazkach koncentruję się głównie na urokach pejzażu, ale niejednokrotnie zwracam również uwagę na kolorowe parawany, czy kosze stojące na plaży a także różne przedmioty, świadczące o obecności ludzi. Z przyjemnością obserwuję również relacje międzyludzkie i odnoszę subiektywne wrażenie, że ludzie nad morzem są szczęśliwi, a dokonuje się to pod wpływem swoistej magii morza oraz jego duchowości.
Posługuję się przy tym metodą twórczą, która stanowi zapis zarówno procesu fizycznego, jak i psychicznego. Tym, co zostaje przeze mnie utrwalone w obrazie, nie jest wyłącznie przedstawieniem pejzażu usytuowanego na zewnątrz, lecz zapisem wydarzenia, śladem rytuału, za pośrednictwem którego kontaktuję się z własną podświadomością. Każdy mój twórczy gest staje się nie tylko zwykłą kreską, plamą, śladem na płaszczyźnie, lecz udokumentowanym świadectwem przestrzeni i czasu, zapisem chwili, w której został wykonany. Bardzo ważnym elementem obrazów jest kolor, w którego walor duchowy niezłomnie wierzę. Obrazków, które maluję nad morzem, staram się nie kontrolować w sposób rozumowy, gdyż rządzą się one własnymi prawami. Staram się- mówiąc najprościej- jedynie poddać i unieść emocjom oraz pozwolić działać w harmonii z tym, o czym komunikują moje zmysły. Nastawiam się więc na naturalny bieg wydarzeń wynikający z odbieranych bodźców. Staram się zatem za pośrednictwem bardzo prostych środków, tworzyć sugestywną wizję, swoistą atmosferę, w której materia malarska zdaje się być przesiąknięta pierwiastkiem duchowym.
W swych obrazach wykorzystuję swobodne powiązanie linii i plam barwnych. Akt malowania zmieniam w rytuał, za którego pośrednictwem człowiek nawiązuje kontakt z prymarnymi prawdami. Pojawiają się kompozycje budowane kilkoma pociągnięciami pędzla, szpachli. Jednym ze środków wyrazu staje się też po prostu wylanie, wyciśnięcie farby bezpośrednio na powierzchnię – to dla mnie naturalna transkrypcja działań na powierzchni płótna.
Pragnę, aby obrazki stawały się wyrazem głębokiego pragnienia obudzenia duchowej świadomości istoty ludzkiej, poszerzenia jej zdolności i postrzegania tego, co nadprzyrodzone, czyli poznania prawdziwego sensu wszechświata.
W książce „Wolność od znanego” Krishnamurti pisze: „W starożytnych Chinach, zanim artysta zaczął cokolwiek malować, na przykład drzewo, siedział przed nim całymi dniami, miesiącami i latami( nie było ważne jak długo) póki nie stał się tym drzewem. Nie utożsamiał się z drzewem, lecz stawał się drzewem. Oznacza to, że nie było już przestrzeni pomiędzy obserwatorem a obserwowanym przedmiotem. Nie było już osoby doświadczającej piękna, ruchu, cienia, głębi liścia, jakości barwy. Artysta był całkowicie drzewem i tylko w takim stanie mógł malować”.
Ideał !!!
Moje pejzaże powstające bezpośrednio w plenerze, są zawsze próbą zsyntetyzowania określonej ilości doznań związanych z bezpośrednim kontaktem z naturą. Posiadają swoją wewnętrzną dwoistość. Są one równocześnie poprzez swoją formę tym, czym klasycznie rozumiany pejzaż być powinien, gdyż są też niezaprzeczalnie pejzażami wewnętrznymi. Dzięki temu zabiegowi dzielę się z innymi własnymi często duchowymi rozterkami. Zależy mi na tym, aby moje prace były w stanie wywołać u widza rodzaj przemyśleń o naturze wszechrzeczy i dzięki temu pobudzić do przemyślenia spraw o istocie bytów metafizycznych.
Problem duchowości interesował mnie od zawsze. Istnieje wiele definicji duchowości. Tymczasem ja duchowość odbieram jako pewien proces lub raczej zespół procesów, będących adaptacyjną odpowiedzią na świadomość kondycji egzystencjalnej. Procesy te wynikają z charakterystycznych dla ludzi zdolności poznawczych, emocjonalnych i społecznych. W tak funkcjonalny i dynamiczny sposób rozumieją duchowość psychologowie o orientacji humanistycznej lub osoby interesujące się myślą filozofów egzystencjalnych. W tak pojętym rozumieniu duchowość i jej przejawy dotyczą między innymi poszukiwania sensu, samorealizacji, transgresji czy autokreacji. Takie rozumienie duchowości akceptuje ewolucyjną hipotezę istnienia w repertuarze zdolności ludzkich, prezentowania tego, co umożliwia życie duchowe i jest po prostu transcendentne. Wówczas celem poszukiwań i refleksji jest ukazanie duchowej przemiany, jej uwarunkowań i konsekwencji. Otóż tym rozważaniom, dotyczącym kontekstu duchowości, poświęciłam szereg projektów artystycznych. Prace „Zaklęte w lodzie” są moją osobistą refleksją natury egzystencjalnej, analizującą naturę człowieka. Podczas pracy nakładając warstwę po warstwie, zostawiałam tylko to, co niezbędne, jedynie prawdziwe. Skulone postaci, torsy, głowy są efektem procesu wiwisekcji, próbą dotarcia jak najbliżej do natury ludzkiej. Bohaterem pierwszoplanowym przedstawionych obiektów stały się wizerunki trojga indiańskich „zaklętych w lodzie” dzieci, które – po 5 wiekach – znaleziono na jednym z południowoamerykańskich szczytów górskich. Inkowie składali ofiary z ludzi, gdyż w/g ich wierzeń to one stanowiły wyjątkowy dar dla ich bogów. Przy czym uważano, że najlepszą, bo czystą ofiarą są dzieci, bowiem niewinne i mniej skażone niż osoby dorosłe.
To co mnie wówczas zafascynowało i głęboko poruszyło, to było ułożenie ciał mumii oraz emocje zastygłe w twarzach dzieci. Postaci dzieci były prezentowane w pozycji płodowej, z kolanami podciągniętymi do klatki piersiowej, ciasno owinięte tunikami i sznurami. Te zmumifikowane postaci same w sobie stanowiły esencję tego, co ja chciałam wyrazić w swojej twórczości, dotykały bowiem egzystencjalnego problemu życia i śmierci. Twarze dziecięce zastygły w grymasie, pełnym niemego oczekiwania. Przy uporczywej świadomości nieuchronności przemijania, to właśnie owe martwe dzieci symbolizują proces nieustającego, ciągłego trwania dzięki temu, że mimo upływu czasu zachowały swą czystość.
Pierwsze – realizowane przeze mnie – prace z tego cyklu są jeszcze bardzo analityczne i racjonalne. Początkowo wprowadzałam postać w układ centralny. Natomiast w miarę rozrastania się cyklu, potęgowałam grę poprzez rozrastanie i dynamizowanie układów. Przepych mięsistych, unerwionych, pulsujących życiem śladów kontrastuje w przedstawionych obrazach z kilkoma szybkimi pociągnięciami pędzla. Emocje, cierpienia, radości tłumaczę poprzez relację pomiędzy linią i płaszczyzną. Wykorzystuję przy tym kontrasty światła i cienia a także zgrzyty barw. Nasycam kolor do maksimum, by potem przygasić go. Wykorzystuję lanie i kapanie lakieru czy farby olejnej na rozłożoną powierzchnię z wysoko uniesionej nad nią puszki. Nie jest to wyłącznie zabieg techniczny, ale powoduje, że podczas malowania jestem jakby wewnątrz obrazu, że samo malowanie staje się integralną częścią obrazu, jego procesem. Zagęszczona kompozycja linii, plam, intensywność całej powierzchni, manieryczność liniowego ornamentu – uzyskanego przez użycie przemysłowych lakierów – a także wielkość powierzchni, to moje sposoby wypowiedzi twórczej.
W moim dorobku twórczym o wymiarze duchowym ważne miejsce zajmuje także cykl obrazów „Szuflady” . Szuflada to miejsce, w którym przechowuje się różne przedmioty. Podobnie istota ludzkiej wyobraźni także polega na swego rodzaju „szufladkowaniu”. Zatem ideę szuflad traktuję jako punkt wyjścia prowadzący do wskazania głębszych, „schowanych” aspektów ludzkiej tożsamości. Przedmioty ważne – skoro przechowywane – stają się dla mnie inspiracją do tworzenia obrazów. W tym przypadku obrazy szuflady stanowią jakby ekwiwalent życia wewnętrznego i powinny skłonić do zadumy nad jakże ważnym problemem, dotyczącym indywidualizmu tożsamości. „Szuflady” to cykl siedmiu obrazów, w których ograniczam do minimum użycie środków formalnych do deski pilśniowej i farby akrylowej. Ponadto świadomie wykorzystałam format prostokąta, ponieważ postrzegam tę figurę jako element większej całości. To obraz na ekranie. Tym razem prostokąt reprezentował również fragmentaryczność, brak bezpieczeństwa i niepokój. To są w zasadzie te cechy, które podkreślają moje przesłanie, a które dotyczą problemu tożsamości i konstruowania swojego ja.
Kolejne moje prace zamieściłam w cyklu „Zapach dzikiej róży”, który prezentuje 9 obrazów, tym razem poświęconych jedynie cierpiącym kobietom – ofiarom przemocy, które znalazły w sobie siłę, by z tej przemocy i zniewolenia się wyswobodzić. Ten cykl jest moją artystyczną formą wypowiedzi, dotykającą problemu przemocy fizycznej i psychicznej wobec drugiego człowieka – kobiety, która nie tylko nie potrafi poprosić o pomoc, ale wstydzi się mówić o tym, że jest krzywdzona. Te obrazy stały się moim swoistym apelem, by nie pozostawać obojętnym wobec wszelkiej przemocy. Co prawda kobiety prezentowane na obrazach przerwały przemoc, ale dokonały tego, zabijając z kolei swych oprawców.
Inspiracją realizacji tego cyklu był artykuł w „Gazecie Wyborczej” poświęcony kobietom skazanym na bezwzględne kary pozbawienia wolności za zabójstwo. Tytuł mojej ekspozycji był taki sam, jak tytuł spektaklu teatralnego, w którym więźniarki opowiedziały swe prawdziwe historie. Dzięki tak przyjętej formule kobiety stanęły oko w oko ze swymi bolesnymi przeżyciami, werbalizując swe lęki, mówiły głośno o tym, co tak bardzo boli. Tym samym doznały oczyszczenia i odzyskały godność. Najważniejsza w mym przesłaniu jest myśl, że trzeba o poważnym problemie nękającym ludzi trzeba mówić wcześniej, zanim będzie za późno na jego rozwiązanie.
Jako artysta długo zastanawiałam się, jakich środków użyć, by przekaz był przejrzysty. Sztuka współczesna świetnie radzi sobie z bolesną tematyką egzystencjalną, a robi to wykorzystując nowe media, takie jak : fotografia, video, instalacja, performance. Jednak ja postanowiłam odnieść się do dorobku malarstwa II połowy XIX wieku, do realizmu (Daumier, Millet, Coubert) zrywając z idealizującą sztuką na rzecz realnych wartości świata widzialnego i zakładającego wierne, bo bezpośrednie odtwarzanie rzeczywistości postrzeganej wyłącznie zmysłowo. Korzystając z tego nurtu występującego w sztuce, w swoich obrazach odrzuciłam piękno – na rzecz prawdy a wszelką idealizację – na rzecz wiernego odtwarzania rzeczywistości. Te moje obrazy miały być proste, obiektywne i dostępne wszystkim. Ukazałam wówczas w mych pracach kobiety uwikłane w wydarzenia tragiczne. Ponadto w tych obrazach dużo uwagi poświęciłam wnętrzom, które stanowią swoiste dopełnienie znajdujących się tam postaci. Dokonałam tego poprzez malowanie ludzi w miejscach, z którymi byli zrośnięci, w miejscach, które o nich mówiły (cerata, taca z garnkami, drzwi lekko uchylone).
Można niewątpliwie zachwycić się wiatrakiem – tak z kolei stwierdziłam w tekście opublikowanym do katalogu wystawy „Ósemka”. Jego forma i to zarówno ta kastylijska „donkichotowska”, jak i współczesny obraz z turbiną o średnicy 50 metrów epatuje dostojeństwem i spokojem. Doskonałość wiatraka zawierała się w jego mądrości czerpania energii z niewidzialnych podmuchów wiatru. Wystarczyły jedynie rozpostarte „skrzydła”. Ta machina nie potrzebowała pochłaniać węgla – wydzieranego z ziemi – by funkcjonować. Czerpała bowiem energię z niewidzialnego, by następnie dzielić się nią z innymi. Przedstawiłam po prostu ideał egzystencjalny! Rodziło się wówczas pytanie retoryczne – czy wystarczy jedynie otworzyć ramiona na wiatr, na przestrzeń, by łykać hausty podmuchów w wielkim do nich zachwycie, a następnie z oddaniem i autentyczną skromnością dzielić się tym zachwytem z innymi? Wielka może być siła człowieka czerpana ze źródeł czystych, niematerialnych i przekazywana następnie drugiemu człowiekowi i znów stawiałam kolejne pytanie – czy mądrość człowieka polega na czerpaniu niezwykłej wiedzy ze zdarzeń codziennych?
Przedmiotem realizowanego przeze mnie projektu o charakterze duchowo- egzystencjalnym była praca „Sztuka narzędziem społecznej terapii”. Podstawy mego artystycznego działania w tym zakresie stanowiły zajęcia z udziałem kobiet – odbywających bezwzględne kary pozbawienia wolności w Zakładzie Karnym dla Kobiet w Lublińcu. Celem naukowym projektu była próba przemiany świadomości kobiet – więźniarek poprzez sztukę w taki sposób, aby zmieniły swój stosunek do świata i samych siebie oraz by były zdolne do wykreowania jakże odmiennych od dotychczasowych, wcześniejszych zachowań, które w ostatecznym kształcie decydują o jakości kontaktów z innymi ludźmi. Program był zastosowany w grupie 10 kobiet – więźniarek, w czasie czterogodzinnych warsztatów. Ogółem takich spotkań odbyło się 20 (2 razy w miesiącu po cztery godziny). Projekt przewidziany był na okres 12 miesięcy, w tym 10 miesięcy stanowiły warsztaty, a pozostały czas przeznaczony był na przygotowanie projektu Sekrety, którego prezentację przewidziano na wystawie w Rondzie Sztuki w Katowicach w lutym 2011 r. W trakcie spotkań z wychowankami zakładu karnego uaktywniły się ich potencjały twórcze. Dokonało się to w efekcie procesu stymulującego je do twórczego myślenia pod wpływem -rozpoczynającej warsztaty- prezentacji multimedialnej sztuki na przestrzeni wieków (z zaakcentowaniem dokonań w sztuce współczesnej), poprzez warsztaty plastyczne, a kończąc na analizie artystycznych dokonań ich uczestniczek. Wszystkie tego typu działania zmierzały do redukcji wewnętrznych napięć tkwiących w więźniarkach i do zmiany postrzegania przez nie samych nie tylko siebie, ale także otaczającego je świata.
W tym projekcie nadrzędną funkcję dzieła pełnił pomysł, będący przyczyną jego powstania. Jemu był podporządkowany warsztat oraz wykorzystywane tworzywo – materiał. Ważny był bowiem nie tylko sam etap tworzenia, ale także idea jego powstania, zwłaszcza jeśli chodzi o pracę z uczestniczkami projektu. Poprzez rozmowę z nimi starałam się, aby to one same były autorkami pomysłu, bo tylko dzięki temu zabiegowi realizacja pomysłu mogła spełniać funkcje terapeutyczne.
Od dłuższego już czasu zastanawiałam się nad tym, jakie motywacje, zdarzenie, emocje kierują ludzkimi działaniami.
Jak już wspominałam w 2008 roku zrealizowałam projekt „Wiatraki”, które zachwyciły mnie tym, że czerpiąc energię z niewidzialnego dzieliły się nią z innymi. Nieśmiało nazwałam to zjawisko ideałem egzystencjalnym, bo czy wielka pozytywna siła człowieka może być czerpana ze źródeł czystych, niematerialnych i następnie altruistycznie przekazywana drugiemu człowiekowi? Zadałam sobie wówczas pytanie, skąd czerpiemy przemyślenia i wiedzę, dzięki którym posiłkujemy się w naszych reakcjach w tak zwanej codzienności. Słowo „POSIŁKOWANIE” nagle zbudowało paralelę do czynności jedzenia, niezbędnej do egzystowania. Człowiek utrzymuje się przy życiu dzięki spożywaniu, a postępuje według bodźców ulepionych z codziennego posiłkowania się tym wszystkim, z czym musi albo chce się on zmierzyć. Jakość posiłku wpływa na nasze samopoczucie i wygląd zewnętrzny, jakość bodźców na naszą osobę w jej wymiarze duchowym. Od lat jestem pod wrażeniem koncepcji Zimbardo zwanej „Efektem Lucyfera” próbującej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie czynią zło. Według autora to otoczenie ma na nas potężny wpływ i jeśli się zmienia, może poważnie wpłynąć na to, jakie podejmujemy decyzje. Rozdając innym dobrą energię, chrześcijańskie dobre uczynki wpływamy na postępowania innych, stajemy się ich aniołami, superbohaterami.
Projekt „Qurilla” był próbą zmierzenia się problemami z tymi duchowymi i egzystencjalnymi przemyśleniami. Qurilla to potrawa na wynos pakowana do pojemników jednorazowych. Ja też codziennie przygotowuję z wielką pieczołowitością porcję dobrej energii i w formie anioła przekazuję ją tym, których dziś spotkam. Notuję codzienność w myślach, przygotowuję z nich potrawy i pakuję do pojemniczków nawiązujących formą do skrzydeł anioła, będących w projekcie motywem przewodnim. Jeśli uświadomimy sobie, że jesteśmy bombardowani masą złego pożywienia, to zmieńmy dietę. Jeśli uświadomimy sobie, że jesteśmy bombardowani masą złych informacji i energii, szukajmy superbohaterów i aniołów oraz stańmy się aniołami i superbohaterami dla innych.
W projekcie tym niejednokrotnie bezpośrednio notowałam informację w pojemniku, innym razem wykorzystałam szkice, kartki, bilety czy kupony, na których notowałam codzienność i wklejałam je do wnętrza pojemnika. Świadomie wykorzystałam wtedy liczbę 30 pojemników, gdyż tyle dni ma przeciętny miesiąc kalendarzowy. Przyrządzałam w ten sposób potrawę na każdy dzień i częstowałam nią wszystkich, których właśnie spotykałam.
Zawsze interesowały mnie psychologiczne aspekty natury ludzkiej, mechanizmy kierujące ludzkimi wyborami, zjawiska socjologiczne, relacje międzyludzkie, istota ludzka w relacji z resztą społeczeństwa. Strukturę społeczeństwa na całym świecie tworzą ludzie, a zewnętrzna struktura społeczeństwa jest rezultatem wewnętrznej, psychologicznej struktury naszych ludzkich powiązań. Poszczególna jednostka jest wynikiem całego doświadczenia, wiedzy i postępowania grupy społecznej, w której pojawił się konkretny człowiek . Każdy z nas jest magazynem przeszłości całej społeczności. Cała historia jest w nas zapisana.
Widząc nieustanny chaos, nienawiść między narodami, religiami, kulturami, pokoleniami, coraz częściej zastanawiam się, dlaczego człowiek buduje ze światem zewnętrznym relacje oparte na owej nienawiści, zazdrości, braku poszanowania wobec poglądów innych ludzi. Czy można w tym znaleźć w ogóle jakiś sens? Jiddu Krishnamurti w książce „Wolność od znanego” podpowiada mi subtelnie, że nie ma granicy pomiędzy zewnętrznym a wewnętrznym procesem- jest tylko jeden jednolity proces. Jest on całkowitym, pełnym ruchem, a mianowicie ruchem wewnętrznym, który wyraża się na zewnątrz, i zewnętrznym, który oddziałuje z kolei na wewnętrzny. Mój projekt „Obserwatorium” był artystyczną formą badania tego procesu. Uznałam, że na sobie samej mogę te procesy najlepiej zaobserwować. Przedmiotem obserwacji zostałam zatem ja sama, zaś jej wynik pozwolił mi zrozumieć sens mechanizmów rządzących światem zewnętrznym. Tak więc przystąpiłam do badania siebie samej, zaczynając rozumieć siebie po raz pierwszy. To moje obserwatorium. Obserwuję siebie, obserwuje drogę, którą chodzę, sposób, w jaki jem i co mówię, zauważam u siebie plotkarstwo, zazdrość, małostkowość. Zaczynałam mieć świadomość tego wszystkiego, co mam w sobie, wszystkiego bez wyboru.
Na mój projekt „Obserwator(ja)” chciałam zaadoptować przestrzeń korytarza, przedpokoju i przestrzeń sali głównej, głównego pokoju. Chciałam tym samym nawiązać do planu domu mieszkalnego. Jak sama nazwa wskazuje, przedpokój usytuowany jest przed pokojami. Najczęściej stanowi bowiem łącznik pomiędzy pokojami a wyjściem z mieszkania, lokalu itd. Przedpokój stanowi również pomieszczenie pozwalające na stopniowanie prywatności przestrzeni wewnątrz mieszkania. Gradacja prywatności odbywa się dzięki otwarciu przedpokoju na przestrzeń publiczną (salon), półpubliczną (kuchnia) i zamknięciu przestrzeni prywatnej (sypialnia).
Korytarz odnosił się do zewnętrznych relacji, czyli przedstawiał prace dotyczące obserwacji w powiązaniu ze światem. W tej przestrzeni mówiłam o istnieniu i funkcjonowaniu w aspekcie społecznym, czyli wśród ludzi. Dzięki temu studiowałam swój stosunek zarówno do rzeczy i ludzi, jak i do siebie samej, chcąc zrozumieć siebie. Wszelka inna forma była już abstrakcją, a ja nie mogłam studiować siebie jako abstrakcji, gdyż nie jestem abstrakcją. Dlatego też obserwowałam siebie taką, jaka jestem (w tej przestrzeni pojawiły się obiekty, obrazy, rysunki). Moim celem było patrzeć na coś prosto- bezpośrednio, bo tylko prostota, pozwala nam widzieć siebie samych bez zniekształceń, widzieć samych siebie takimi, jakimi właśnie jesteśmy.
Okazało się, że obserwuję siebie zamiast patrzeć na zewnętrzne przedmioty. Kiedy patrzyłam, widziałam jedynie swoją twarz, natomiast obserwując siebie, widziałam własne ograniczenia, swoją egzystencję. Tymczasem zwykle nie obserwujemy siebie, tylko patrzymy na siebie.
Sala główna w tej mojej pracy odnosiła się do przestrzeni prywatnej, przestrzeni bardziej intymnej, wewnętrznej i przestrzeń tę zbudowałam z własnych ścian , to jest 12 powierzchni 100/200.
Dzięki tej pracy doszłam do wniosku, że być wewnętrznie samotnym i równocześnie mieć w sobie przestrzeń, jest bardzo ważną sprawą, bo oznacza wolność bycia, pójścia, podążania dokądkolwiek, działania, wolności. To wielka przestrzeń wewnątrz nas. Przestrzeń i milczenie są niezbędne, bo tylko umysł samotny, który nie podlega wpływom, nie jest ćwiczony ani krępowany niezliczonym bogactwem doświadczeń, może dojść do całkiem nowych rozwiązań.
Rysunki na ścianach w tej przestrzeni stały się wynikiem moich osobistych obserwacji dokonywanych podczas spacerów w polach. Kiedy obserwowałam otaczającą przyrodę i pozostawałam tylko sama ze sobą, rodziła się refleksja. Były to wtedy najpiękniejsze, najprawdziwsze momenty, które pozwalały totalne się wyłączyć i obserwować, patrzeć na świat i siebie samą.
Jolanta Jastrząb